jesień


Ostatnio udaje mi się podnieść z łóżka nieco wcześniej niż zwykle, mimo że do końca moich wakacji jeszcze miesiąc. Po wyjrzeniu za okno zauważam, że światło jest już jakieś inne. Okazuje się, że powietrze też już pachnie w ten specyficzny sposób - nieubłaganie zbliża się jesień. Najgorzej.

Jesienią umierają liście na drzewach, wszystko zbiera się do snu, a ja próbuję się jakoś trzymać. Nienawidzę tej pory roku z całego lodowatego serduszka. Wraz z jej pierwszymi dniami za każdym razem dopada mnie trudna do przezwyciężenia chandra, snuję się z kąta w kąt nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Słowa w książkach nie układają się w sensowne zdania, nie mówiąc już o tych, które próbuję zapisać na kartce czy w pliku worda. Niektórzy owijają się w kocyki i popijają herbatki, a mi brakuje słońca, aktywności, ciepła, bo funkcjonuję dobrze w sumie tylko wtedy, gdy jest w miarę ciepło; mimo tego, że jestem w ogromnym stopniu domatorką, to lubię mieć możliwość ucieczki - niekoniecznie gdzieś daleko. Z drugiej strony od kilku lat przełom lata i jesieni jest czasem rewolucji, przeprowadzek, zmiany środowiska. Czasem myślę sobie, że wyprowadzenie się od rodziców w wieku 16 lat niekoniecznie było najlepszym pomysłem, ale później uświadamiam sobie, jak wiele mnie to nauczyło. Było ciężko, owszem, i może częściowo stąd moja niechęć do jesieni, ale mimo wszystko było warto. Pępowinę prędzej czy później trzeba odciąć.

Jesień ma też swoją muzykę. Z jednej strony szum deszczu, liści i James Blunt (którego z zasady nie cierpię) zawodzący w słuchawkach o tym, żeby dać mu powód, ale nie dawać szansy, bo znów popełni ten sam błąd, z drugiej tradycyjne smutne rapsy - Zapiski z 1001 nocy to dla mnie najbardziej jesienna rapowa płyta. Płyta pełna smutku, chwilami zrezygnowania, w której się odnajduję. W zeszłym roku do jesiennej playlisty dołączyła też Słowoplastyka Rovera. Tak, mam słabość do muzyki, którą można by nazwać smęceniem. Tak, próbowałam słuchać czegoś bardziej pozytywnego i cieszyć się tymi lepszymi momentami, gdy promienie słońca przenikają przez kolorowe liście, ale jakoś mi to nie pomaga. Ot, sezon, przez który trzeba się jakoś przeczołgać, bo gdy nadchodzą mrozy, a pogoda robi się nieco stabilniejsza, życie znów staje się nieco łatwiejsze.

Mamy drugi dzień września, przede mną kolejna rewolucja, kolejna przeprowadzka, zmiana środowiska, być może także dużo więcej obowiązków. Jeszcze patrzę na wszystko pozytywnie, ale jesień już czai się w powietrzu i powoli wyciąga szpony po mój dobry nastrój, a ja  - nauczona doświadczeniem - już nawet nie próbuję uciekać. Wkładam tylko do odtwarzacza odpowiednią płytę, zapinam mentalne pasy bezpieczeństwa i rozsiadam się wygodnie, wierząc, że tym razem też jakoś przetrwam.

Komentarze

Popularne posty